wtorek, 29 stycznia 2013

Ni z gruchy, ni z pietruchy ;)

Zupełnie nie związane z moim blogiem :) Ale obejrzałam dziś film Zakochana Jane i nie mogłam się powstrzymać aby wkleić kilka gifów. Jeśli chodzi o romanse, to zawsze, ale to zawsze się wzruszę. I będę rozpamiętywać różne sceny. Taka już jestem. Jeżeli lubicie melodramaty kostiumowe to myślę, że film Wam się spodoba ;)






poniedziałek, 28 stycznia 2013

Maseczka dla mamy :)

Maska - Koncentrat Ujędrniająco - Przeciwzmarszczkowa 
Na twarz, szyję, dekolt i biust
tołpa: dermo face stimular 40+


Piszę dla Was taką nie-do-końca-recenzję. Nie-do-końca, ponieważ nie używałam tego produktu. Byłoby to raczej głupie w moim wieku... ;) Ale zacznijmy od początku. Jest to trzeci produkt, który otrzymałam w paczuszce od Maliny do testowania. Właściwie nie ja tylko moja mama. A że jej podejście do kosmetyków bywa różne, mimo złożonej mi "obietnicy" nadal go nie wypróbowała. W takim razie co miałam zrobić? Przecież coś trzeba napisać! A więc piszę - nie-do-końca-recenzję. Moje małe spostrzeżenia po podkradnięciu kapki produktu.

Zapach - Delikatny, bardzo ładny.
Konsystencja - Coś w stylu krem-żel.
Opakowanie - Nawet ładnie zrobione, producent rozpisuje się o naturalności i wspaniałości kosmetyku. Bez użycia nie mogę się przekonać czy w przesadzony sposób (jak było z peelingiem)

A reszta jak na załączonym obrazku:


Mam nadzieję, że moja mama jednak zbierze się w sobie, wypróbuje i powie mi co sądzi ;) Wtedy na pewno Wam napiszę.

Jako że jest to ostatni post z kosmetykami od Maliny, bardzo chciałam jej podziękować za możliwość udziału w takiej akcji. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, pokazujące jak potrafię recenzować kosmetyki (też te, które nie zawsze łatwo) i ile czasu powinnam na to wygospodarować.


sobota, 26 stycznia 2013

4w1 tołpy

Maska-Peeling-Żel 4w1 Oczyszczająco-Matująca 
topła: dermo face, strefa t.


Produkt ten dostałam w ramach Malinowego Klubostwa :) No i w związku z tym muszę się Wam przyznać, że gdyby nie zobowiązanie się do napisania recenzji, na pewno bym tego nie robiła. Powód? Jest to dla mnie produkt bardzo "niewygodny". Czy macie takie samo uczucie kiedy czytacie same pozytywne opinie na wizażu, a Wam dany kosmetyk po prostu nie pasuje? Zawsze zastanawiam się wtedy czy dobrze go użyłam, czy coś nie tak jest z moją cerą... I trochę boję się pisać recenzji. Jednak... mam cerę mieszaną, z tłustą strefą T, produktu użyłam tak, jak jest napisane na opakowaniu i zamierzam napisać Wam, co o nim sądzę.


Plusy:
+ dostępność - Rossmann'y są prawie wszędzie ;)


Minusy:
- działanie - Mówię szczerze - nie zauważyłam  prawie żadnego. Może delikatnie oczyszcza skórę, ale nie tak jak tego oczekuję. Stosowałam go jako maseczkę i peeling. W żadnym przypadku nie dał wyczekiwanego efektu. Nie zmatowił cery, jako peeling nie pozbył się suchych skórek (które mimo tłustej cery również się zdarzają). W dodatku broda po nałożeniu go zaczęła mnie szczypać. Nie mam cery wrażliwej - wręcz przeciwnie! Dlatego bardzo się zdziwiłam. Nie wyobrażam sobie jak używają go osoby o takiej cerze, a producent zapewnia, że jest on do nich skierowany.
- zmywanie - Dla mnie jest po prostu koszmarem. Połączenie trudnego zmywania maseczki z granulkami peelingu... I jeszcze ta glutowata konsystencja - Nie. To niestety nie dla mnie.
- cena - Za te pieniądze wolę kupić kilka maseczek oczyszczających Ziaji i peeling Perfecty. 

Podsumowując nie polubiłam tego produktu. Zostało mi go jeszcze na dwa/trzy użycia, zobaczę jak to będzie. Jeśli zmienię zdanie - na pewno Wam napiszę. Szkoda, czytając opisy producenta po prostu liczyłam na coś lepszego. Nie wiem jak bardzo możecie sugerować się moją opinią  - jest to jedna negatywna w morzu pozytywów, ale takie też są potrzebne.


Ocena:
2/5



wtorek, 22 stycznia 2013

Bardzo kaloryczny tusz do rzęs!




Tusz ten wchodził w skład moich zakupów, o których pisałam na blogu. Zakupiłam go przez Allegro, dlatego jego cena była niższa - 18,90 zł. Zdecydowałam się na wersję podkręcającą, bo moje rzęsy są dość długie, ale prawie że proste. Na początku nie miałam o nim za dobrego zdania, ale w miarę używania bardzo go polubiłam.
Plusy:
+ trwałość - o tak, zdecydowanie! jest to najbardziej trwały tusz do rzęs, jakiego używałam. I to nie wodoodporny, więc nie jest go tak ciężko zmyć.
+ dostępność - prawie wszędzie ;)
+ pogrubienie, podkręcenie - spokojnie można uzyskać "imprezowy efekt" na rzęsach
Minusy:
- aplikacja - trzeba się trochę natrudzić, żeby nie zostawił posklejanych rzęs i grudek. Szczególnie  ciężko było na początku.
- zapach - nie jest za przyjemny, ale w tuszach do rzęs nie ma od dla mnie żadnego znaczenia
Plus/Minus:
+/- cena - nie jest jakoś szczególna, ale za dobry tusz można tyle zapłacić i często trafia się na promocjach

Podsumowując mimo pierwszego niezbyt dobrego wrażenia jest to w tej chwili mój ulubiony tusz do rzęs. Mogę kupić go w każdej chwili, a jego trwałość pozwala mi być spokojną cały dzień (lub noc ;)). Jedynym nieznacznym problemem jest zostawianie grudek, ale da się z tym jakoś poradzić.

Ocena:


A jakie są Wasze doświadczenia z tą wręcz tuszową legendą?

sobota, 19 stycznia 2013

Zimowy żel pod prysznic Isana

Jakiś czas temu dołączyłam do Malinowego Klubu i otrzymałam 3 kosmetyki do testowania. Dwa dla mnie, jeden dla mojej mamy. Pierwszy z nich chciałabym Wam dzisiaj zrecenzować.

Żel pod prysznic Isana - Żurawina i Biała Herbata
Plusy:
+ cena -  chyba każdy przyzna, że jak na 300 ml żelu pod prysznic jest bardzo niska
+ zamknięcie - super wygodne, otwierając żel pod prysznicem nigdy nie zniszczyłam sobie paznokci, wystarczy podważyć go kciukiem
Minusy:
- wysusza skórę - i to bardziej niż inne żele pod prysznic (np. Nivea), regularne stosowanie po nim balsamu/masła jest absolutnie konieczne
Plus/Minus:
+/- zapach - nie jest zły, ale zupełnie nie kojarzy mi się z zimą (jak promuje go producent), raczej po prostu owocowy
+/- wydajność - dość standardowa

Podsumowując jest to według mnie zupełny średniaczek. Po prostu tani żel pod prysznic, nie mniej, nie więcej. Nie mogę się wypowiedzieć o dostępności. Na pewno teraz w Rossmannie go nie ma, ale może był... 

Ocena:
3+/5


A jaka jest Wasza opinia o żelach Isana? Jakich używałyście, a jakie chciałybyście przetestować?

Kurczę! Zapomniałam o logo Malinowego Klubu! : O "Trochę" po czasie, ale uzupełniam ten brak:

 

wtorek, 15 stycznia 2013

Pewnien zielony krem do rąk

I oto jest. Tak jak zapowiadałam. Pierwsza recenzja w innym stylu. Nie mogę powiedzieć, że w zupełnie innym, ale jest kilka różnic. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, a wszystkie swoje spostrzeżenia wyrazicie w komentarzach. Zapraszam do lektury :)

Moje kremowe zapasy się kończyły, bardzo polubiłam się z różowym kremem Kamilla, ale nie przepadam za monotonią i postanowiłam spróbować czegoś innego. Znowu Kamill? Czemu nie. A skoro już był na promocji... Kupiłam, zaczęłam używać... a oto moje spostrzeżenia :)



Plusy:
+ dostępność - można go kupić w większości  drogerii i hipermarketów
+ opakowanie - ładne, matowe (nie ślizga się w dłoniach posmarowanych kremem), z wygodnym otwarciem/zamknięciem
+ zapach - intensywny, nie potrafię go określić. Dla mnie jest to plus, ale obawiam się, że dla wielu z Was może być wręcz przeciwnie
+ wydajność - Używam go od kilku miesięcy raz dziennie


Minusy:
+ cena - Nie chodzi mi o to, że sama w sobie jest wysoka. Jednak proporcjonalnie do niej działanie kremu powinno być o wiele lepsze. Za jej połowę można by kupić np. krem Cztery Pory Roku, który nawilża w tym samym stopniu.
+ nawilżenie - Jak wspomniałam wyżej nie jest rewelacyjne, ale złe również nie. Po prostu bardzo mocno wysuszonych dłoni nie nawilży. U mnie się sprawdzał dopóki skóra nie była super sucha.
Podsumowując krem można zaliczyć do kategorii średniaków. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale złym również nie można go nazwać. Nie żałuję zakupu, ale szukam czegoś lepszego. Mogę polecić osobom, które nie mają mocno przesuszonej dłoni i lubią intensywne zapachy. Ciężko mi go ocenić, bo nie jest super-rewelacyjny, ale żywię do niego sympatię. Myślę, że zasługuje na...

Ocena:
4-/5
 
A tutaj jeszcze dodatkowe informacje dla ciekawskich ;)

Serdecznie pozdrawiam

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Chwila szczerości

Doszłam ostatnio do wniosku, że prowadzę tego bloga od kilku miesięcy, a moi czytelnicy prawie nic o mnie nie wiedzą. Nie pojawiło się to ani jedno moje zdjęcie, opis zainteresowań czy faktyczne podejście do kosmetyków. Natchnęło mnie to do opowiedzenia Wam o kilku sprawach i zmianie na blogu. Ale zacznijmy od początku.

Mam 16 lat. Tak, zdaję sobie sprawę, że większość blogerek jest ode mnie starsza, a osoby w moim wieku są traktowane z lekkim pobłażaniem. Nie zrażam się tym. Ten blog ma być przyjemnością przede wszystkim dla mnie. Wiem, że brzmi to egoistycznie, ale tak po prostu jest. I jestem pewna, że wiele dziewczyn się ze mną zgodzi. Nie chcę wchodzić tutaj z przykrego poczucia obowiązku, bo "coś już by wypadało napisać, skoro tak długo się nie odzywałam". 

W związku z tym chciałabym poruszyć następną sprawę już bliżej dotykającą samego bloga. Mam wrażenie, że moje recenzje i część postów jest po prostu dość sztywna. Ciężko mi jest to inaczej nazwać. Zrozumiałam, że setki opisów tych samych produktów nie są potrzebne w internecie. Postanowiłam zwrócić uwagę na to, co mnie samą interesuje na innych blogach. I nie, nie są to składy kosmetyków, opisy producentów, konsystencja produktu i tym podobne. Nie mówię, że jest to niepotrzebne (bo jest i często się przydaje!), ale czy warto pisać to setny raz, skoro wszystko można znaleźć wpisując dany kosmetyk w Google? W ciągu ostatnich kilku miesięcy bardzo zaangażowałam się w blogosferę. Obserwuję wiele blogów i regularnie na nie wchodzę. Widzę, co kto pisze, jakie tematy są poruszane. Widzę także to, co naprawdę mnie interesuje. A jest to faktyczna opinia na temat danego produktu. Zupełnie subiektywna, widziana własnymi oczami, przez pryzmat własnej cery. Kiedy zastanawiam się nad zakupem czegoś szukam właśnie takich recenzji. Każdy ma inne, swoje osobiste wymagania, preferencje, ale jeśli znajdzie się dużą ilość pozytywnych opinii (lub negatywnych oczywiście) można zdecydować, czy kupić dany produkt, czy nie. Dlatego postanowiłam zmienić trochę "szablon" moich recenzji. Na pierwszy plan wysuną się plusy/minusy i faktyczna ocena produktu. Oczywiście będą zdjęcia i różne potrzebne informacje, ale przedstawione jako coś dodatkowego, a nie zajmującego większość posta. Koniec wytartego szablonu, chcę zacząć się bawić i mam nadzieję, że Wy będziecie razem ze mną. Mogą się pojawić tu różne nawet najdziwniejsze rzeczy, zupełnie nie wychodząca zabawa grafikę (no trzeba chociaż próbować), ale w końcu po co mi ten skrawek internetu? Ma sprawiać radość i pokazywać mnie. Mnie, a nie kogoś innego. 

I jeszcze ostatnia sprawa. Tak jak powiedziałam na początku - moje podejście do kosmetyków. Nie jestem zakupoholiczką, kosmetykoholiczką czy włosoholiczką. Nie, po prostu nie. To wszystko jest dla mnie sprawą bardzo podrzędną, a blogosfera ma sprawiać przede wszystkim przyjemność i pomagać w wybraniu wartych zakupu produktu. Tak to traktuję i chciałam Wam o tym powiedzieć.

Bardzo dziękuję osobom, które wytrwały do końca tego długiego wywodu. Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania - piszcie w komentarzach, a ja postaram się na nie wszystkie odpowiedzieć.

W tym poście nie miałam zamiaru obrazić żadnego bloga. Każdy ma inne gusta, potrzeby. Zmiany pragnę wprowadzać u siebie, a nie krytykować innych.


I jeszcze jedna mała kwestia (ależ ja się dzisiaj rozpisuję!). Zauważyłam, że w ciągu ostatnich kilku tygodni bardzo wzrosła liczba obserwatorów bloga Cut Your Jeans. Chciałabym Wam bardzo podziękować, za to, że jesteście ze mną, regularnie odwiedzacie i komentujecie moje wypocinki ;) Szczególnie członkiniom Malinowego Klubu, bo widzę, że w dużym stopniu zawdzięczam to właśnie Wam :)


środa, 9 stycznia 2013

Malinowy balsam do ust Yves Rocher

Produkt: Balsam do ust Malina Yves Rocher

Cena: 12 zł
Dostępność: Yves Rocher
Pojemność: 5 g
Składniki:
 

Opakowanie: Szklany i niestety dość ciężki słoiczek. Zdecydowanie wolałabym ten produkt w sztyfcie. Przez to opakowanie nigdy nie zabieram go ze sobą, zawsze jednak leży koło mnie na biurku i jest często używany.

Zapach i konsystencja: Zapach jest malinowy (no jak sama nazwa wskazuje ;)), dość intensywny. Jednak po nałożeniu na usta praktycznie go nie czuć i nie płaczę z tego powodu, bo wiem, że bym się zamęczyła. Konsystencja hmmm... Pamiętam, że przy pierwszym użyciu musiałam go zmiażdżyć palcem i dopiero wtedy był odpowiednio miękki. Nie rozpuszcza się tak jak balsam z TBS, w sumie jest dość gęsty.


Działanie: Jak najbardziej mi odpowiada. Po aplikacji zostaje dłuższy czas na ustach i dobrze je nawilża. Stał się moim zimowym niezbędnikiem.

Ocena: Byłby świetnym produktem, gdyby można by go kupić w sztyfcie. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Daję wieeeelki plus za naturalne składniki i nawilżanie. Jednocześnie aplikacja jest bardzo niewygodna i niehigieniczna. Ciężko go ocenić, ale daję...
4+/5

sobota, 5 stycznia 2013

Na przekór pogodzie...

 ... wesoła zieleń!

Witam Was serdecznie w nowym roku! :) Wróciłam niedawno z ogroomnych wyprzedażowych zakupów i strasznie zmęczona (ale zadowolona) pomyślałam, że dawno już nie było nowego wpisu. 
W takim razie chciałabym Wam przedstawić jeden z moich świątecznych prezentów - lakier do paznokci Golden Rose Rich Color o numerku 18. Producent zapewnia, że jedna warstwa lakieru wystarcza, aby osiągnąć idealny efekt. Trochę sceptycznie do tego podeszłam, ale zaczęłam malować i... to prawda! W dodatku lakier dość szybko schnie i ma nawet przyzwoitą trwałość. Chyba skuszę się na inne kolory, bo bardzo mile mnie zaskoczył. Jedynym minusem jest to, że dość ciężko się go zmywa - trzeba troszkę się pomęczyć, aby niebieskawo-zielony kolor nie został na płytce paznokcia. Poza tym sprawdził się naprawdę świetnie.






Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...